niedziela, 27 października 2013

wspomnienie.....


pogoda dziś wiosenno letnia ......zupełnie nie tak, jakby za moment miało być Wszystkich Świętych .....
pamiętam z dzieciństwa ,że pierwszy listopada trzaskał zwykle mrozem i był biały ...... na cmentarze maszerowałam w swoich relaxach i kożuszku ,którego to nienawidziłam szczerze wychodząc z domu ,bo krępował mi ruchy ,a którego po godzinie spędzonej przy grobie babci ,nie oddałabym nikomu za żadne skarby świata .......pamiętam panie w eleganckich futrach :)) i Krzysztofa Krawczyka, który też miał swoich bliskich na tym samym cmentarzu .....pamiętam, że kiedy mróz dobierał się do kości mimo kożuszka, szliśmy z rodzicami  pod krzyż, rozgrzać się w cieple zapalanych pod nim zniczy ....najwięcej było takich w fioletowych ,cienkich szkiełkach z falbankowym brzegiem .....do domu zawsze wracałam z  obwarzankami dyndającymi mi na szyi i z balonem w ręku ......pamiętam smak bigosu i ciepłej herbaty z cytryną  i to uczucie, że płoną mi odmarzające policzki......
a potem wieczór i magia światełek i ciekawość, które ze zniczy rozpalanych rano , już się wypaliły ....
a teraz ...teraz mamy Halloween , ocieplenie klimatu i tak się zastanawiam jak TERAZ patrzy na te święta mój syn ???
zrobiłam krzyże ..... zobaczcie proszę ...






                                                                pozdrawiam Aga



15 komentarzy:

  1. masz rację dawniej to sie inaczej przeżywało święta i to wszystkie teraz wszystko to komercja plastik sztuczności:(obecnie dzieci inaczej to odbierają:(a krzyże cudne a jestem ciekawa Twoich tworów na Boże Narodzenie co zrobisz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie parę pomysłów już mam :))) i sama jestem ciekawa jak wyjdą bo czasem w głowie wygląda inaczej :)))

      Usuń
  2. Oj, ile ja sie namarzlam w taki dzien. Przed laty.
    To niesamowite jak to sie zmienia, jak klimat sie zmienia....
    Ja zawsze w ten dzien jako dziecko moglam ochrzcic swoje nowe butki zimowe.

    Piekne te krzyze, tale milosci w nie wlozylas, bo to widac.

    Pozdrawiam serdecznie

    Dagi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję Dagi z serca :)) ja w wersji opancerzonej byłam brana na cmentarz ,ale też spędzaliśmy na nim mnóstwo czasu ,bo w drugim końcu Łodzi był i jak już się dojechało to nie było sensu szybko wracać .....co rusz do grobu podchodził ktoś z kim się dawno nie widzieliśmy i tak na rozmowach płynęły godziny ....

      Usuń
  3. Wiesz, że ja tez wczoraj pół dnia pochylona na krzyżami byłam - prawie gotowe - prawie, bo wieczorny chłód w końcu mnie z tarasu przegonił...

    my od zawsze 1 listopada w górach spędzamy... i mimo, że to dzień zadumy i taki mało skłaniający do radości to bardzo go lubię... bo jest czas, aby zatrzymać się, aby pobyć wśród ludzi, których się kocha, aby dziadka (a od dwóch lat także babcię) powspominać... tam się tworzy moja historia - z tym cmentarzem jestem związana, tam kilka kroków dalej ślub brałam, tam leży moja babcia, po której Po odziedziczyła imię...

    mnie do refleksji skłoniłaś, dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz że ja też mam taki odbiór tych świąt ....lubię tą specyficzną atmosferę zadumy ,a równocześnie radości ze spotkań i wspomnień .....
      i lubię ich dostojność bez szumu i zgiełku ...tchną jakimś takim spokojem mimo tłumów ludzi ...i tak wolę ....i dziękuję za twój wpis tu ....
      bo widzę że odczuwamy podobnie i bardzo to cenię !!!!

      Usuń
  4. jako dziecko jeździłam na cmentarze z babcią. zawsze. jechałam najpierw do niej autobusem, ona brała wianuszki, które sama wcześniej udekorowała takimi różyczkami niby z wosku, pamiętam fioletowe ze złotym brokatowym zakończeniem płatków, jechałyśmy na pielgrzymkę po okolicznych cmentarzach autobusem pks. babcia zawsze miała dla mnie w swojej szmacianej torbie kawałek czekolady (i tak wyrosłam na czekoladowego łasucha)....
    teraz jeżdżę do niej. jeśli jestem z dziećmi, to się trzymam, ale czasem sama, wtedy jest gorzej...
    i też pamietam te znicze, ale bardziej takie ceramiczne z kilkoma knotami, nie przykrywane żadną osłonką...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja coś pamiętam że mama robiła jakieś kwiaty z bibuły i maczała je w stearynie :)))może to ta sama technika była co ???? te ceramiczne takie gliniane proste były prawda ??? i żółtą stearynę miały tak ??? ja to jak mała sroka w szkiełka zapatrzona widać byłam :))) dziękuję tobie też Joliku mój za twoje wspomnienia :))) buziaki ...wzruszyłyście mnie dziewczyny naprawdę :)

      Usuń
    2. tak, te znicze takie proste były. powiedziałabym nawet ekhartowskie, a róże moja babcia kupowała na ryneczku, może właśnie taka techniką jak mówisz robione, ale ja nie wiem

      Usuń
    3. ekhartowskie he ,he ciekawe :)))))))))))

      Usuń
  5. Tak zdecydowanie inaczej było kiedyś. Wolniej jakoś. Teraz trzeba objechać, zdążyć wszędzie. Nie ma czasu postać, pomilczeć, a nawet gdyby się chciało, to zaraz się człowiek z zadumy wyrywa, bo kilka metrów dalej komuś dzwoni telefon. Drażni mnie to święto ostatnio okropnie. Zaduszki wolę zdecydowanie. Jakoś tak kameralniej jest i ciszej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a może to już taka nasza dorosła perspektywa Madzia :))bo trochę tak wskakujemy w taki kołowrotek na co dzień i od święta też :)

      Usuń
  6. I o krzyżach zapomniałam:( Piękne są. Wzruszają mnie takie rzeczy bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo :) a mnie się wydaje, że udał mi się raptem jeden z nich :))) i chcę zrobić jeszcze jeden tylko bardziej naturalny będzie :)

      Usuń
  7. bo teraz chyba się aż tyle dzieje ,że nie ma czasu .....ciągle go brakuje a tyle jest do zrobienia :)i chyba sami tak w taką karuzelę wpadamy na własne życzenie :)))) dziekuję baaaaaaaardzo :)

    OdpowiedzUsuń